A może nad… Mazury?

Im więcej słońca i ciepłych dni, tym bardziej człowiek kwestionuje swoją zdolność do siedzenia w domu. Czy to ma sens, czy nie – to już osobna kwestia. Nie dziwi chyba fakt, że szczególnie ciężko usiedzieć bezrobotnym! Mazury chodziły mi po głowie już od dłuższego czasu, a nigdy wcześniej nie miałam okazji ich odwiedzić. Dla kogoś z południowo-zachodniej Polski to w końcu cała przekątna kraju do przejechania! (Na szczęście ta krótsza). Jak na zachętę rząd akurat podjął decyzję o wskrzeszaniu polskiej turystyki. Dlatego jak tylko zobaczyłam na jednej z popularnych grup facebookowych, że kompletuje się ekipa na wyjazd na Mazury, zdecydowałam: jadę!

Cisza, chłód, świecące pustkami pokoje gościnne, połacie zielonej przestrzeni oraz niczym niezmącony spokój – oto pierwsze wrażenia z Mazur
A oto typowa mazurska szopa

Rowery

Zatrzymaliśmy się na przedmieściach Mazur, nieopodal miejscowości Pisz. Przedmieściach, gdyż Pisz leży na samym południu Mazur, tam, gdzie kraina jezior dopiero się zaczyna. Daleko mu do najpopularniejszych mazurskich kurortów, za to wygrywa czymś innym: bezpośrednim sąsiedztwem największego jeziora w Polsce! Śniardwy, bo oczywiście o nim mowa, leży w zasięgu rowerowych możliwości nawet największego kanapowego ziemniaka. W agroturystyce, w której się zatrzymaliśmy, było do dyspozycji kilka rowerów. Pogoda do rowerowania trafiła nam się idealna – umiarkowane, niezbyt uciążliwe słoneczko i brak opadów. Pierwszego dnia wypedałowaliśmy 35 km, objeżdżając kawałeczek Śniardw oraz dwóch mniejszych jeziorek. Świeży sum na kolację smakował tym lepiej, bo zasłużenie!

Oprócz błękitnego nieba…
…tylko jeziora mi potrzeba!
Czy nie tak wygląda sielanka?

Kajaki

Drugiego dnia wybraliśmy się na kajaki nad inne pobliskie jezioro – Roś. Tutaj pogoda udała nam się jeszcze bardziej, bo niebo było niemal bez chmurki! Pan z wypożyczalni poinstruował nas, żeby trzymać się prawego brzegu jeziora, bo po drugiej stronie występują silniejsze prądy. Po lewej stronie był natomiast kanał, którym można dostać się do przedsionka Śniardw – jeziora Seksty. Patrząc na mapę Mazur, mam wrażenie, że wszystkie jeziora są ze sobą połączone siecią niekończących się kanałów! W przeciwieństwie do rzek, jeziora zawsze wydawały mi się dość statycznymi zbiornikami, dlatego nieco zdziwiła mnie obecność prądów. Okazało się jednak, że jakieś prądy na pewno tam istnieją. W powrotną stronę płynęło nam się zauważalnie ciężej, a wiosłowanie wymagało więcej siły.

Chłopaki nad synchronizacją muszą trochę popracować ; ))

Giżycko

…czyli perełka mazurskiej turystyki. Tam spędziłam ostatnie dwa dni tej spontanicznej wycieczki. Giżycko, jak na turystyczną stolicę przystało, nie odznacza się niczym szczególnym. Może poza usytuowaniem centralnie pomiędzy dwoma jeziorami – Kisajno oraz Niegocin. Tak żeby przypadkiem nie pozostawiać turysty z tylko jednym jeziorem do wyboru. Giżycko kojarzy się głównie z żaglówkami, dużym portem do cumowania, ewentualnie wypożyczaniem roweru wodnego, czy chociaż motorówki. Nas niestety ominęły wszystkie te atrakcje. Zimna Zośka w końcu dała się we znaki, przynosząc wiatr, ołowiane chmury i siąpiący deszcz. Zastępca bosmana odmówił nam wypożyczenia sprzętu, przepraszając i tłumacząc się odpowiedzialnością przed szefem. Lody i pizza na plaży miejskiej nad jeziorem Niegocin, podyktowane jeszcze koronawirusowymi obostrzeniami, były więc zwieńczeniem naszego pobytu w tym miasteczku.

Dzikie kaczki spod Kanału Giżyckiego zachowują się, jakby wcale nie były dzikie
„Dawaj, Grażyna, wskakujemy!”
„No dobra, spróbuję wpierw sam”

Chociaż w obecnych warunkach wciąż ciężko planować dalekie wojaże, rodzima turystyka ma się dobrze i warto mieć ją na uwadze. Polska to kraj, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie! Polecam wykorzystać ten czas na odwiedzenie tych miejsc, które od dawna są na naszej liście, ale jakoś jeszcze nie zebrało nam się, żeby je odwiedzić. No bo kiedy jak nie teraz?

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *